Winterton-on-Sea - Thornham - 144.70km - 33 godziny i 6 minut; 28.06.25 - 03.07.25
- Karolina
- 21 lip
- 3 minut(y) czytania
Behind the scenes...
Ten wyjazd był prawie miesiąc temu. Aby przypomnieć sobie, co się działo podczas tej wędrówki... co widziałam, co mijałam, czemu przyglądałam się bliżej i dłużej, w jakich miejscach się zatrzymywałam, pootwierałam foldery ze zdjęciami. Wspomnienia rozprysły się jak fontanna. Zalały głowę i emocje. W oczach pojawiły się łzy wzruszenia... w sercu wdzięczność. Jenuś... jaki ten świat jest przepiękny. Jego kolory, barwy, odcienie... jego zapachy, odgłosy i kształty... jego ulotne chwile i momenty. I ja tego wszystkiego doświadczałam... miałam na wyciągnięcie ręki... mogłam tym nasiąkać i wypełniać swoje wnętrze po brzegi. Ten mały krok, ten niedługi metr... jeden za drugim, poprowadziły mnie w bezkres... po horyzont morza, pól i łąk. I tulę tę swoją wędrówkę w ramionach, jak najukochańszego misia... i do znudzenia mogę powtarzać, że stawanie się drogą to bycie wolnością, miłością i szczęściem... ale... ale poza urokiem szlaku, uchwyconym w obiektywie aparatu jest często coś jeszcze. To coś bywa nieidealne... tym czymś człowiek się nie chwali w mediach społecznościowych, raczej zostawia to za kulisami...

Tym razem miało być poprawnie. Nie na szybko. Nie na wczoraj. Nocleg zarezerwowaliśmy kilka dni wcześniej, aby było spokojniej, bardziej poukładanie, bez wyborów i decyzji podjętych pod presją czasu. Ten nasz spokój został przerwany wiadomością, że internet w wynajętym domku przestał działać. Nasza rzeczywistość, praca i wyprawy stoją na dostępie do internetu, więc nie ma opcji, abyśmy mieszkali poza zasięgiem. Czekaliśmy w napięciu, czy to, co zepsute, zostanie naprawione. Udało się. Tak jakby... Dojechaliśmy na miejsce i okazało się, że internet pojawia się i znika. Rozmowy firmowe, maile firmowe, tworzenie tras stanęło pod znakiem zapytania. Wychodziliśmy na szlak, odkrywaliśmy nieznane, chłonęliśmy wyjątkowość miejsc, a z tyłu głowy szukaliśmy rozwiązań na ograniczenia związane z brakiem internetu. W zawieszeniu trwaliśmy dwa dni. Niepewność i rozczarowanie wgryzały się w niepowtarzalne krajobrazy i cudne widoki. Szkoda było tych spacerów... tej fascynacji nowym, która traciła luz i jasność widzenia.

Na zdjęciach nie widać również upału, upoconej twarzy, spodni klejących się do tyłka... zmęczenia nóg, które wlokły się do przodu... przygaszonych oczu, które kilometrami wpatrywały się albo w piasek, albo w trawę, albo w kamienie... milczenia zatraconego w monotonii przestrzeni.
Niewidoczne są nasze myśli, które po rozmowie z Agnieszką Gmyrek z Życie Warte Jest Rozmowy, przeskakiwały z miejsca na miejsce, szukając sposobu i formy, które by pozwoliły nam wspomóc tę organizację.
Nie ma królików, które witały nas każdego poranka... fok, które płynęły wzdłuż brzegu, towarzysząc nam podczas marszu... sarenek, które saren nie przypominały...
Fotografiom daleko do oddania wonnego zapachu prehistorycznego klimatu wybrzeża i sielskiej, wiejskiej atmosfery, która wisiała często w powietrzu.
Jest jeszcze ławka, na której siedzieliśmy zmarnowani i czekaliśmy na autobus... i zachmurzony przystanek z kroplami deszczu, które wywoływały nieprzyjemne dreszcze... oraz przyspieszony krok, który pozwolił nam się spotkać z autobusem na czas....

Za kulisami są również emocje z och, ach, ech... i zachwycony wzrok wpatrzony w budzący się dzień, jak i noc, która stopniowo przykrywała świat ciemnością... Jest też uśmiech o poranku, kiedy w przypadkowych miejscach trafialiśmy na maszynę, w której mogliśmy zrobić sobie kawę. Siedząc jeszcze w aucie, trzymając kubek ciepłej kawy w dłoniach, zagryzając do tego ciacho, oddychając powoli, przygotowywaliśmy się do bycia w drodze. I jeszcze głowa, która wieczorem kładła się na poduszkę i zasypiała natychmiast.
To, co mniej wygodne samo jakoś rozmywa się w powietrzu. Nie pamięta się sarkastycznych zdań, poirytowanego głosu, pragnienia, byle wytrwać do domu. Patrzę na własnoręcznie zrobione fotki i myślę sobie, że z tym, co uwierało, to nie było tematu. Wypatruję kolejnej wyprawy. Na pewno nie będzie perfekcyjna, ale będzie interesująca.
Mundesley - Happisburgh - 23.26km - 5 godzin i 36 minut - 28.06.25 Sobota
Mundesley - Salthouse - 29.12km - 6 godzin i 59 minut - 29.06.25 Niedziela
Salthouse - Wells-next-the-Sea - 23.50km - 5 godzin i 36 minut - 30.06.25 Poniedziałek
Happisburgh - Sea Palling - 13.24km - 2 godziny i 52 minuty - 30.06.25
Sea Palling - Winterton-on-Sea - 25.35km - 5 godzin i 35 minut - 01.07.25 Wtorek
Wells-next-the-Sea - Burnham Overy Staithe - 13.74km - 2 godziny i 43 minuty - 02.07.25 Środa
Burnham Overy Staithe - Thornham - 16.49km - 3 godziny i 45 minut - 03.07.25 Czwartek



































Komentarze