Snowdon - 1085m - 25.06.25
- Karolina
- 26 cze
- 2 minut(y) czytania
Na ten moment gór chyba brakuje mi najbardziej. Ich energii, stoicyzmu, równowagi. Wśród nich oddycha się inaczej, prościej, zwyczajniej. Pozbawione cywilizacyjnego blasku i zgiełku, emanują ciszą, spokojem i pustką. Tu można zwolnić. Tu można przestać się spieszyć. Tu można się zatrzymać.

W sobotę odwiedziliśmy wzgórza w Cumbrii, a w środę poniosło nas do Walii na Snowdon. Dzień był szary. Od początku było wiadomo, że będziemy iść głównie w chmurach. Mnie jednak to nie przeszkadzało. Przyglądanie się obłokom jak kradną błękitne niebo i przysłaniają świat, jest też całkiem interesujące. Iść w mgłę, wchodzić w totalną nicość, poruszać się przy widoczności kilku metrów do przodu, ma kształt tajemnicy. Wszystko, co człowieka otacza, jest inne, zawieszone pomiędzy światłem a ciemnością, przykryte chwilowym niebytem.


Mój niedobór górskiej atmosfery zrobił się tak duży, że idąc na wysokość 1085m, cieszyłam się absolutnie każdym odcinkiem szlaku. Kamyczki, szpiczaste skałki, wąskie ścieżynki, napotkane owce, widoki w zasięgu wzroku, skroplona wilgoć na roślinach i moich rękach. Taki pozytywny infantylizm się we mnie włączył podczas tej wspinaczki. Żaden krok nie był stawiany na automacie. Każdy jeden był zrobiony zgodnie w rytmie bijącego serca. Cieszyłam się BYCIEM. Smakowałam bezruch. To mi wystarczało, aby do domu zwieźć plecak pełen niezwykłych obrazów i wyjątkowych przeżyć.


Wyprawy w głąb lądu to również część naszej wędrówki dookoła Wielkiej Brytanii. Wyzwanie wyzwaniem, misja misją, projekt projektem, ale nie można zapominać o zmianach, o dostarczaniu sobie nowych połączeń, o miejscach, w których się bywało i obiecało się wrócić, o doświadczeniach pozwalających oderwać się od rutyny jednej drogi. Oddanie się pasji, temu, co się kocha robić, ma w sobie także ryzyko wypalenia. Można się zastać. Przykleić do obranego kierunku. Zapomnieć, że świat ma cztery strony. Utknąć w najukochańszym punkcie i zapomnieć jak to jest CHCIEĆ.

Mój charakter nie lubi iść tak, aby excel się spinał. Powtarzalność jakkolwiek kolorowa i zmienna, wysysa ze mnie naturalną ciekawość dziecka. Przyglądanie się nowemu spłaszcza się. Oczy tracą blask. Mój charakter potrzebuje skręcić w prawo albo w lewo. Poszwendać się bez celu. Zawieruszyć się, by odnaleźć siebie na nowo. Rok temu, w okolicach sierpnia, byłam w identycznym miejscu, kiedy to poczułam, że marsz wzdłuż wybrzeża UK nie tylko mi daje, ale również mi zabiera. Ogranicza w wyborach. Zamyka w określonej przestrzeni. Wtedy lekiem stał się Montgomery Canal i River Lune. Teraz czystego powietrza nabrałam w górach. Rozwiesiłam myśli na sznurku. Ze studni duszy wyciągnęłam wiadro radości. Mogę ruszać DALEJ.
Komentarze