top of page

The Salt Path - Raynor Winn - książka; The Salt Path - film

  • Karolina
  • 5 dni temu
  • 2 minut(y) czytania

Adam wyszedł z kina unosząc się kilka centymetrów nad ziemią. Ja połykałam cały potok łez. To był film o nas. Nie jesteśmy bezdomni. Wędrujemy z wyboru. Ale siła prostoty kroku jest naszą siłą. Pokazana maleńkość człowieka w stosunku do drogi i żywiołu jest naszą maleńkością. Radość z nasiąkania przestrzeniami, krajobrazami, przyrodą, dźwiękami, zapachami jest naszą radością.


Najpierw przeczytałam książkę The Salt Path. Kupiłam ją, będąc na szlaku, który prowadzi nas dookoła Wielkiej Brytanii. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na podstawie tej historii powstał film. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam zauważać wszystkie plakaty, które informowały, że 30 maja można iść do kina i obejrzeć opowieść dwojga ludzi, którzy stracili wszystko, którzy z niczym wyruszyli w drogę prowadzącą przez South West Coast Path o długości 630 mil. Od Somerset do Dorset, przez Devon i Cornwall.


Sala kinowa nie była wypełniona po brzegi, ale nie była też pusta. Siedzieliśmy w towarzystwie ludzi z przedziału plus minus 50 lat. Troszkę dziwnie się z tym czułam. Świadomość mojego wieku lekko mnie uderzyła. Mój umysł, moje myśli, moje emocje, moja potrzeba poznawania i odkrywania nie starzeją się, nawet za bardzo nie dojrzewają. No, ale metryki i procesu biologicznego się nie ominie, nie przeskoczy, nie oszuka. Moja ilość świeczek na torcie rośnie z każdym kolejnym rokiem :-).


Czekałam na film. Ciekawa byłam, jak można książkę, w której nie wiele się dzieje, w której nie wiele się mówi, ubrać w obrazy. Ciekawa byłam, jak dwójka niemłodych ludzi radzi sobie z codziennymi kilometrami, z wymagającymi klifami, z pogodą, która nie oszczędza nikogo.



Zaczęło się. Pierwsze ujęcia, pierwsze obrazy, pierwsze dźwięki morza i moje oczy wypełniły się łzami. Gdyby nie fakt, że byłam w sali kinowej, otoczona obcymi mi ludźmi to pozwoliłabym wzruszeniu iść na całość. Podejrzewam, że przepłakałabym większość filmu.


O obiektywizmie w ocenie The Salt Path nie ma mowy. Ta opowieść to kawał mojego życia. Całą sobą czułam każdy trud wspinaczki w górę, schodzenia w dół i ponownego targania się na szczyt klifu. Czułam głód, zmęczenie, wyczerpanie. Brudne szlakowe ciuchy. Pot. Potknięcia i upadki. Najprostsze jedzenie. Napuchniętą twarz. Podkrążone oczy. Czułam drogę, która nie ma końca, morską potęgę, dziką przyrodę, piekące słońce, deszcz spadający z nieba w poziomie, wiatr bawiący się ciałem jak marionetką. Czułam zimno wywołujące dreszcze, sztywność nóg i rąk, ból.


Idąc przed siebie, nie mówi się dużo. Wzrok wpatrzony jest w dal. Słowa są niepotrzebne. Ważny jest oddech, który dostarcza płucom bezkres, sercu wolność, duszy piękno, głowie nieograniczone możliwości.


Z książki zostawiłam sobie zdanie autorki MAYBE I WAS TRYING TO LOSE MY IDENTITY, SO I COULD INVENT A NEW ONE. Z filmu scenę, kiedy Raynor wstaje z łóżka, podczas gdy jej mąż jeszcze śpi, podchodzi do maleńkiego okna, uchyla je i wdycha świeże, chłodne powietrze, dotyka je, głaszcze, zamyka w dłoniach, próbuje się nim otulić.


Oswojone JA, które traktujemy jak swoje. Murowane domy, które dają nam względne poczucie bezpieczeństwa. Obok jest prawo do zmiany. Obok jest wędrówka z morzem, wiatrem, słońcem, deszczem... taka wędrówka na dobre i na złe.

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page